cogito48 cogito48
153
BLOG

Zaklęcia obowiązkowe

cogito48 cogito48 Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

 

W całkiem niedawnych, ale już nieco zapomnianych czasach, pojawiało się nieraz hasło "Komuno wróć!" Czasem wypisane na jakimś murze, częściej w rozmowach – czasem na poważnie, choć częściej chyba jednak wypowiadane żartem mającym być ilustracją społecznych tęsknot za peerelowskim socjalem.
Kiedy zdarzy mi się obejrzeć w którejś z telewizji program z gatunku informacyjno-publicystycznych, albo gdy zajrzę na stronę internetową Wyborczej, to mam wrażenie, że komuna wcale nie musi wracać, bo cały czas tu jest. Przynajmniej pod jednym względem, a mianowicie sposobu wypowiadania się w mediach przez osoby publiczne i samych dziennikarzy.
Tym, którzy tych czasów nie pamiętają, wyjaśnię, że w peerelowskich mediach nie występowali sami komunistyczni funkcjonariusze, bo władza i wtedy lubiła podeprzeć się autorytetem popularnych, a niekoniecznie utożsamianych z nią osób. Zasady były dość proste – my ci pozwalamy pokazać się na ekranie, a ty już wiesz, co masz powiedzieć.
Wypowiedzi mogły dotyczyć różnych kwestii, aliści musiały zawierać pewne konieczne w danym momencie obowiązkowe zaklęcia, dotyczące – w różnych okresach PRL-u – zachodnioniemieckiego rewizjonizmu, amerykańskiego imperializmu, brudnej wojny w Wietnamie, warchołów i wichrzycieli, syjonizmu, antypolskiej histerii wzniecanej przez określone ośrodki na Zachodzie, ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski, itp., itd. Były też, oczywiście, zaklęcia ponadczasowe – o przewodniej roli partii i przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Przypuszczam, że znaczna część osób je wypowiadiających już wtedy nie wierzyła w ich prawdziwość, ale uważała, że jest to cena jaką trzeba zapłacić za powiedzenie przy okazji czegoś innego, czegoś, co pewnie było dla nich ważne.  
Dzisiejsze medialne autorytety zachowują się podobnie. Często mam wrażenie, że mówią niekoniecznie to co myślą, ale to czego oczekują zapraszający (bo jak śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz, drugi raz nie zaproszą nas wcale). Oczywiście, zmienił się zestaw obowiązkowych zaklęć. Teraz tę rolę pełnią takie zwroty, jak homofobia*), nietolerancja (dla mniejszości) zaściankowość (polskiego społeczeństwa), nadmierna rola kościoła (w Polsce), europejskie standardy, mowa nienawiści – to tylko garść przykładów.

Można nie przepadać za Lechem Wałęsą, bardzo różnie oceniać jego publiczne wypowiedzi, ale nie można nie uwzględniać faktu, że mówi własnym tekstem. I jeżeli medialni specjaliści od politgramoty, czasem mylnie zwani dziennikarzami, uważali że uprawianym wobec niego ostatnimi czasy pochlebstwem można to zmienić, to – delikatnie mówiąc – świadczy to o ich braku kontaktu z rzeczywistością. Czego nie są w stanie zmienić kolejne zaklęcia, np. o zhańbieniu nagrody Nobla.
 

 



*) nie ma czegoś takiego jak homofobia. Fobia, zgodnie z encyklopedyczną definicją, to zaburzenie psychiczne, albo stan nerwicowy, objawiający się lękiem przed daną rzeczą lub sytuacją. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, by Robert Biedroń mógł być źródłem lęku, a tym bardziej nerwicy u Wałęsy.
Słowa tego nie ma też w narzędziu "sprawdzanie pisowni" używanego przeze mnie programu Microsoft Office Word, które uparcie proponuje mi jego zamianę na homofonia.

 

cogito48
O mnie cogito48

Cogito ergo sum - dlatego nie przepadam za salonami

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości